poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Emaus

Wstyd się przyznać, ale nigdy nie chodziłam na bardzo popularny odpust na Salwatorze, w drugi dzień Świąt Wielkanocnych. Najpierw zawsze wyjeżdżałam na święta, potem dzieci podrosły na tyle, że chodziły same, a mnie nie uśmiechało się oblanie wodą.
Przyszła i na mnie pora. Tak się złożyło, że byłam w okolicy, z wnuczką, więc poszłam.
Odpust tradycjami sięga baroku, nie wiem jaki był w poprzednich latach, teraz to tłok, tandeta i chińszczyzna. Przewaga balonów i straganów z badziewiem.



Balony targane wiatrem, kładły się niemal na głowach ludzi,



pomyśleć, że amatorów tego paskudztwa nie brakowało.


Tradycyjne odpustowe cukierki.


Znalazłam dwa stragany z rękodziełem


i drewnianymi zabawkami, miła odmiana w morzu tandety.


Może było więcej ale było zimno, tłoczno, nieciekawie i zmarzły mi ręce.
Jeszcze tylko karuzela, balonik i na pyszny obiadek do babci.


Zaspokoiłam ciekawość, już nie muszę się wybrać w przyszłym roku.


8 komentarzy:

  1. I właśnie przy takim kramiku z drewnianymi zabawkami Maczek w wakacje wydał całe swoje kieszonkowe od babci, kompletując lokomotywę z wagonami. Tanio nie było, ale pewno jeszcze moje wnuki będą się nimi bawiły.;)
    Widzę, że ta piękna dziewczynka z ostatniego zdjęcia, jednak bardzo szczęśliwa była.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczynce trochę zmarzł nosek, ale zadowolona była. Te drewniane zabawki są według mnie trochę zbyt drogie.

      Usuń
  2. O ile wnusia sobie nie przypomni :)). Jak rozumiem, udało Ci się wrócić do domu nie bedąc zmoknięta z z powodu tradycji ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś się udało. Starszej pani nie polali i bardzo krótko byłam.

      Usuń
  3. Tak, czasami wystarczy być gdzieś jeden raz...
    Z czego były te kolorowe kulki na pierwszym zdjęciu?
    I tak najpiękniejsze jest ostatnie zdjęcie. :)))
    Ja nie lubię wszelkich wyjazdów w lany poniedziałek. A już do szewskiej pasji doprowadzała mnie moja ciotka, która miała zwyczaj ochlapywania perfumami zamiast wodą. Ohyda!
    Ładne te plecione jajka. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, wyglądały jak z czegoś sztucznego. zawsze unikałam wyjść w lany poniedziałek, bo nie znające umiaru bandy małolatów potrafiły lać wodą z kałuży i rzucać z dachu worki z wodą.
    Plecione jajka też mi się podobały.

    OdpowiedzUsuń
  5. niewinny czarodziej na wsi7 kwietnia 2015 20:07

    To straszne jak wszystko można zmienić na gorsze i rozmienić na drobne. Określenie - Takie czasy - nie jest żadnym tłumaczeniem.
    Był jednak spacer z Wnuczką , a to się tylko liczy :-)
    Gdyby nie Twój opis można by sądzić , że to fragment zielonogórskiego winobrania :-0

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo chyba teraz wszystkie tego rodzaju imprezy są do siebie podobne. Była jeszcze dzisiaj Rękawka, ale Wnuczka a mała żeby z nią iść.

    OdpowiedzUsuń