Ale do rzeczy. Byłam na urodzinach zięcia, okrągłych i hucznych z tego powodu.
Nie było w moim rodzinnym domu zwyczaju obchodzenia urodzin. Celebrowało się imieniny, nie urządzało się osiemnastek, nigdy jako dziecko nie gasiłam świeczek na torcie. Nie przeszkadzało mi to, przybywanie lat z czasem bywa dal mnie coraz mniej radosne.
Zmieniło się to dopiero kiedy pojawiły się dzieci, żeby nie było im przykro, potem jakoś przeszło i na nas. I tak na przykład dorobiłam się pierwszej komórki, bo dzieci uznały, że jestem wystarczająco dorosła żeby ją mieć. No i jeszcze dodatkowa okazja do spotkania rodzinnego nie do pogardzenia.
Jeszcze nie koniec tego przydługiego wstępu, bo przyznaję, miałam opory przed uczestniczeniem w imprezie. Jako jedyna osoba w moim wieku zastanawiałam się czy będę się dobrze czuła (tak mam, nic nie poradzę) wśród rówieśników moich dzieci. Zdecydowałam się jednak, zrobiłam na "bóstwo" w miarę moich możliwości i pojechałam tramwajem na miejsce. Miałam czasu trochę, spacerkiem przy zapadającym zmierzchu minęłam Bernatkę.
Słońce zachodziło malowniczo,
zabłysły światła,
na ogródkowych stolikach,
oświetliły fasady odnowionych kamieniczek.
Wybiegł mi na spotkanie Wnuk, wypatrzyli mnie z daleka,
bo mimo lekko chłodnego wieczoru siedzieli jeszcze przed lokalem.
Zbierają się goście,
kuszą kanapeczki,
inne przysmaki też.
Kiedy już wszyscy dotarli na miejsce, pogadali, nastąpił moment wręczenia prezentu.
który trzeba było wypróbować natychmiast.
Urodziny bez tortu? Nie ma mowy, był nawet z fajerwerkiem, jakby nie było, rocznica okrągła.
Zdrowie zięcia wypiłam smacznym drinkiem.
Teraz pora na podsumowanie, bardziej osobiste. Miałam opory, ale niepotrzebnie. Znałam wiele z zaproszonych osób, przyjaciół córki jeszcze z czasów szkolnych, współpracowników zięcia, znajomych. Było mi miło gdy na mój widok rozjaśniały się uśmiechem twarze i był to uśmiech szczery. Wiele osób nie widziałam od lat, a mimo to poznały mnie, co jest hmm...pocieszające.
Wracałam tą samą trasą, nie było jeszcze zbyt późno, w ogródkach niewiele osób, ale knajpki pełne gwaru, ludzi sporo na ulicach. Jeszcze mi się przypomniały poprzednie urodziny zięcia dziesięć lat temu. Lokalik na Kazimierzu (niestety już nieistniejący, a szkoda, bo z niezwykłą atmosferą), wnuczek malutki, towarzystwo prawie to samo. Tort też był, znalazłam zdjęcie.
To był moment, kiedy córka woła: pomóżcie, bo ciężki ten tort.
Nie żałuję, miło było.
Wiem, że przeczyta Jubilat, więc jeszcze raz STO LAT!!!
Kartka do prezentu pasuje jak ulał :)) Wszystkiego najlepszego dla zięcia :)))
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Twoje refleksje, to napiszę coś co niby wszyscy wiemy,że nie wiek fizyczny jest ważny ale duch który jest w naszym wnętrzu. Tylko że gdy nas tu i ówdzie strzyka, to nie zawsze się o Tym pamięta :))) Twój duch jest młody Ewo, pamiętaj o tym :)))
W imieniu Zięcia nie będę dziękować, bo sam sobie przeczyta, dziękuję ja.
UsuńNajgorsze jest to ,że mnie prócz ciała, jeszcze strzyka czasem na duchu. Ale ogólnie to nie powinnam narzekać.
Marna to pociecha, ale zawsze - a komu na duchu nie strzyka?
UsuńMasz rację, marna pociecha, bo lepiej żeby nie strzykało.
UsuńDołączam się do stu lat dla Zięcia i trzydziestu sześciu dla Twojego ducha!
OdpowiedzUsuńMój duch dziękuje bardzo!
UsuńPrzyłączam się do " stu lat " ! :-)
OdpowiedzUsuńTaki Zięć to skarb. Tytuł : Byłam ... - w sam raz. Lepszy trudno wymyślić . Obawy jak się okazało płonne. I bardzo dobrze ! "Tak masz" ... każde z nas coś " tak ma" , na szczęście niepotrzebnie :-)
I jeszcze ten spacer wieczornym Krakowem ...
Ech ! :-)
Spacer był przyjemny, lubię Kraków o zmierzchu.
UsuńDołączam się do życzeń dla Zięcia. :)))
OdpowiedzUsuńUdana impreza, połączona z przyjemnym spacerem to fajna rzecz. :)
U nas też obchodzimy urodziny ze względu na dzieci i te świeczki na torcie. Tort wnoszony jest obowiązkowo przy zgaszonym świetle. :) Może naszych byśmy tak nie celebrowali, ale to wszystko przez to, że mąż i syn mają tego samego dnia. :)
Już się przyzwyczaiłam, lubię te rodzinne spotkania.
OdpowiedzUsuńDla zięcia sto lat! Prezent wspaniały! Chyba też sobie taki na urodziny zamówię, bo marzy mi się rower od jakiegoś czasu. I bardzo dobrze, że byłaś. Taka urocza mama i teściowa to skarb i ozdoba imprez wszelakich!
OdpowiedzUsuńDziękuję złotousta Dziewczyno. Co do tej ozdoby to hmm... nie do końca.
OdpowiedzUsuńGratuluję wszystkiego, a córa - piękności - cała mama. Z.
OdpowiedzUsuńPochlebca!
UsuńI ode mnie wszystkiego naj...!!! I wygodnych ścieżek... rowerowych!!! :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu.
OdpowiedzUsuńz wielką przyjemnością poszlam za tobą na tę impreze i udzielił mi się klimat ze zdjęć:) mile chwile wytchnienia w rodzinnym gronie... :)
OdpowiedzUsuń