Zapowiedź tej wystawy czytałam juz jakiś czas temu, nie wybrałam się zaraz, potem zapomniałam. Kilka dni temu zostałam zaproszona na wspólne oglądanie, zawsze to milej, no i przyznaję się bez bicia, wygodny transport w taką pogodę też ma znaczenie. Pobłądziliśmy trochę, bo wszędzie tam zmiany ze względu na budowę estakady, nikt nie zadbał o drogowskazy w labiryncie uliczek i objazdów.
Wystaw jak zwykle w tym muzeum kilka, obejrzelismy jedną, nie da się wszystkiego, ile można ogarnąć, wysiada precepcja.
DANIEL SPOERRI, jego prace chciałam obejrzeć, chociaż przyznaję, wcześniej o nim nie słyszałam.
Posłużę się cytatem ze strony muzeum, który wyjaśnia istotę jego twórczości.
Miarę wybitności artysty stanowi odkrycie własnej metody „przerabiania świata”, takiej, która innym otwiera oczy na nieznane obszary symboliczności. Daniel Spoerri jest wielkim odkrywcą artystycznym. Jego główną inspiracją była „sztuka” kulinarna, czyli to, co człowiek je, na czym je, jak aranżuje scenę posiłku, co po sobie zostawia. Jego prace z cyklu Stoły-pułapki to wielkie wydarzenie w historii sztuki – dzieła, które równocześnie są dowcipne, ironiczne, nostalgiczne, a na dodatek zawierają w sobie nutę egzystencjalnego cierpienia związanego z przemijaniem.
Na różnych targach staroci w Wiedniu Spoerri wybierał stoły handlarzy lub kolekcjonerów, które były dla niego szczególnie interesujące, kupował całość „kompozycji” i następnie ją utrwalał. Powstawały szczątkowe dokumenty czyjegoś życia.
Wędrówka śladem utrwalonych posiłków-wydarzeń była całkiem interesująca. Można było wyobrazić sobie siedzących przy stole biesiadników, ich zachowanie, rozmowy, okazję która zgomadziła ich przy posiłku, snuć opowieści.
Poranna herbatka dla dwojga , a może popołudniowa z lekkim posiłkiem?
Tutaj zasiadły do stołu cztery osoby, chyba im smakowało.
Po posiłku można zapalić, chociaż popielniczka z petami smakowicie nie wygląda.
Okazja suto podlana winem, nie objęłam aparatem ale to były dwa zsunięte stoły. Udało się czy nie?
Zjedzone wszystko, albo byli głodni, albo takie pyszne.
Moja uwagę przykuła też ładna zastawa i kwiatki w flakonikach.
"TO ZOSTAJE"
Cykl prac, które powstały ze zdobywanych na pchlich targach przedmiotów. Uwiecznione całe stoiska, cykle przedmiotów skomponowane w obraz. My też wędrujemy czasem po takich miejscach, polując na ciekawe przedmioty z historią lub takie, których już dzisiaj nikt nie robi. Kiedyś ktoś tego używał, co pozostanie po nas?
Takiego radełka używała jeszcze moja mama, gdzieś zginęło. Serwetka też piękna.
Spotkałam się w niejednym domu z haftowaną makatką, na której była stosowna sentencja i scenka.
Artysta zbierał takie makatki i komponował na nowo. Wycinał fragmenty napisów i naszywał w innej kombinacji. Nabierały nowego znaczenia.
Niektóre były nawet zabawne, teraz widzę, że zdjęcia zrobiłam byle jak, ale były tam jeszcze warsztaty, pogadaliśmy chwilę z prowadzącymi i zrobiło się późno.
Może pomysły artysty są kontrowersyjne, mnie się wystawa podobała.
Na pewno bardzo ciekawa i oryginalna ta wystawa. Niektóre rzeczy uwiecznione przez Ciebie na zdjęciach całkiem mi się spodobały :). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Piękną masz pasję, ptaki to wdzięczne stworzenia. Też pozdrawiam.
UsuńMam mieszane uczucia względem tej wystawy, ale obejrzałam ją z ogromną ciekawością. Radełko też miała moja mama, ale już chyba nie ma.
OdpowiedzUsuńMiałabyś pole do popisu, z Twoją wyobraźnią powstała by opowieść.
UsuńŚwietny pomysł na recycling, lub na wyeksponowanie kolekcji. Nawet nie wiedziałam, że też się w ten nurt "sztuki" wpisuję. Czasami niektórych "uwięzionych" na stałe przedmiotów szkoda.
OdpowiedzUsuńDzisiaj nie zmywam po obiedzie, tylko wszystko przykleję. ;)
Bardzo fajna wystawa.
Będzie ciekawie. Tylko co zrobisz jak Ci talerzy zabraknie?
UsuńDo wiosny wystarczy, potem będziemy jeść na liściach. :)
UsuńTeż fajnie, można zjeść z talerzem.
UsuńDla mnie wystawa to dowód na przemijanie. Warto sobie też uświadomić zwłaszcza, że to my przemijamy jak te radełka.z.
OdpowiedzUsuńPrzemijamy, ale możemy przemijać w ładnym stylu i przy elegancko nakrytym stole.
UsuńCzy jedzenie jest tam prawdziwe? Fajna zabawa, ale żeby zaraz egzystencjalne cierpienie?
OdpowiedzUsuńPrawdziwe, jakoś zakonserwowane. Przecież trzeba dorobić "przesłanie", dla tych co nie widzą zabawy. Może atrysta cierpiał?
UsuńNa niestrawność:)))
Usuń:-))))))))
UsuńTak autentycznie podoba mi się praca z dłońmi i wskaźnikami, ale takie wskaźniki są same w sobie dziełami sztuki, a na tej pracy, bardzo podoba mi się także kompozycja, chciałabym mieć taki wskaźnik.
OdpowiedzUsuńTe pozostałe obejrzałabym jako ciekawostkę, jak to Hana napisała, dobrą zabawę, bez jakiś większych emocji.
Mnie też zachwyciły te wskaźniki. Myślę, że może gdzieś na pchlim targu można by taki dostać.
UsuńMysle, Ewo ,iż całkiem ciekawy pomysł miał ten artysta by utrwalać to ,co tak zwyczajne, pospolite wrecz, lekceważone a przeciez dla każdego istotne. nasze posiłki, ceremoniały, uczucia im towarzyszące, w tle rozmowy, śmiechy, westchnienia i mlaskania. To my prawdziwi. I przedmioty, któymi sie otaczamy, kte nam dobrze służą i któe zostają po nas, gdy juz my żadnych posiłków jesc ani przygotowywać nie musimy...
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobaja mi się....mlaskania :-))
UsuńJak zawsze u Ciebie Ewo :-)
OdpowiedzUsuńŚwietne fotografie, ciekawa wystawa i Twój niepowtarzalny styl narracji.
Uwielbiam Twoje reportaże !