czwartek, 11 września 2014

Jeszcze wakacyjnie.

Aura dzisiaj przypomina listopad. Szaro, buro, mokro i przygnębiająco. Wakacje się skończyły, nowy rok szkolny już prawie okrzepł, można powspominać niegdysiejsze letnie wyjazdy.
Byłam wczoraj w Ogrodzie Botanicznym i na widok liliowego zbocza przypomniałam sobie jak to dawno temu wracałam pod koniec sierpnia z naręczem wrzosów do domu
.

Wspomniałam już kiedyś, że w czasie studiów jeździłam z dzieciakami na kolonie, żeby sobie podreperować budżet. Po Czaplinku przyszła kolej na Bieszczady. Wprawdzie nie te właściwe tylko Ropieńka, niewielka miejscowość niedaleko Ustrzyk Dolnych. Byłam tam dwa razy, raz jako wychowawczyni grupy dziewcząt, drugi chłopców.
Z Tarnowa zawoził nas autokar zakładowy i zaraz na wejściu było zabawnie. Wyglądałam wówczas dość smarkato (musiało się to odmienić?) i starsze dziewczynki wzięły mnie za jedną z nich.  Nie wyprowadzałam ich z błędu i dopiero na miejscu sprawa się wyjaśniła. Ale miały nietęgie miny! Mnie przypadły w udziale młodsze. Ponieważ zawsze lubiłam chodzić, kolonijne rozrywki były mi obce, wyszkoliłam sobie moją grupę w łażeniu po okolicznych lasach. Nie obyło się bez wpadki, bo nie znając dobrze terenu, pomyliłam raz kierunek i wyszłam w sąsiedniej wsi. Dopiero ktoś wskazał nam drogę, spóźniłyśmy się na obiad blisko godzinę. Niezły ochrzan wtedy dostałam od kierownika.
Warunki były w owych czasach spartańskie. Mieszkałyśmy w szkole, każda grupa w jednej sali, w rogu przepierzenie dla wychowawcy. Łazienki na korytarzu, prysznice w piwnicy i tylko wieczorem ciepła woda.
Wspólne posiłki w stołówce. Było się z dzieciakami na okrągło całą dobę.
Z grupą chłopców było zabawniej. Miały dzieciaki pomysły. Też mi się trafiła grupka po czwartej klasie, na dodatek z różnych stron Polski.  Zanim się towarzystwo zgrało, trochę czasu minęło. Było, że się pobili, jednego grubaska ugryzł najmniejszy z grupy itp. Rano było sprawdzanie łóżek i czystości, po jakimś spacerze w sali zaczęło paskudnie cuchnąć. Nie mogłam dojść co się dzieje, kazałam otworzyć walizki. Znalazłam zdechłego kreta, którego chłopaczek chciał zabrać do domu.
Było tego lata mnóstwo grzybów, a ja swoim zwyczajem włóczyłam się z chłopakami po lasach. Pod koniec turnusu nad każdym łóżkiem  wisiał wianuszek suszonych prawdziwków i podgrzybków.
Miałam też wielbiciela siódmoklasistę z grupy kolegi. Na terenie obiektu chodził za mną i niby pomagał.

 Był bardzo rycerski.



Miałam wtedy zabawną przygodę. Mama przerobiła mi swój jednoczęściowy kostium kąpielowy. Góra była na gumce i miała dopinane zabezpieczenie. Opalałam się bez ramiączka, ale kiedyś na basenie zapomniałam  przypiąć i skoczyłam na główkę do wody. Oczywiście góra zsunęła się i zatrzymała na biodrach. Należało ją podciągnąć, ale dyskretnie. Zanurkowałam  pod wodę, ale opornie szło,musiałam zaczerpnąć oddechu. Jak się wynurzyłam zobaczyłam płynącego w moją stronę mojego małoletniego "rycerza". Zdążyłam w ostatniej chwili, ale chyba miałam mord w oczach, bo po oświadczeniu że nic mi nie jest, szczęśliwie się wycofał.
Reszta wychowawców domyśliła się w czym rzecz i miała niezły ubaw. Ja się do końca turnusu wyleczyłam ze skoków do wody.

10 komentarzy:

  1. niewinny czarodziej na wsi11 września 2014 20:01

    Jak miłe wspomnienia. Przypomniałaś mi moje wyjazdy na kolonie :-)
    Sale były podobne, ale liczył się wychowawca, który potrafił "pociągnąć" grupę.
    To były czasy . Sama podróż autokarem była wydarzeniem ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam podobną przygodę w basenie, na zajęciach wf na studiach. Z tym, że mnie góra zjechała przez głowę i odpłynęła... Najpierw musiałam ją dopaść, potem miałam szansę ją założyć. Ale człek durny był, wolał zaryzykować podtopienie, niż golizną zaświecić - wielkie rzeczy:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy małolatach raczej trudno golizną świecić.

      Usuń
    2. Wspomnienia urocze:) Tak bywa w młodości.
      A teraz??? Przeparadowałam podczas mojego ostatniego pobytu nad morzem przez plażę nudystów (ja oczywiście ubrana po uszy:))) I nic:))))

      Usuń
    3. Nic nudyści czy u Ciebie nic?

      Usuń
  3. No to mam jeszcze jeden DOBRY powód żeby pływania się wystrzegać! :-)
    Ależ miałaś fajnie! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pływać można w jednoczęściowym całkiem bezpiecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hi hi ciekawe czy chłopaczek ,do dziś wspomina swoją miłość z kolonii. Niewykluczone pierwsze zauroczenia mają moc przetrwania .
    Ja się podkochiwałam w panu wychowawcy ...miałam hmmm 9 lat .

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam pojęcia. Nawet nie pamiętam skąd był.

    OdpowiedzUsuń