wtorek, 21 kwietnia 2015

Niedziela. Goście i aura bez zmian.

W sobotę zbyt długiej posiadówki wieczornej nie było, ranek niedzielny wstał niby słoneczny, ale bardzo zimny. Z upływem godzin chmurzyło się, ale przecież nie będziemy siedzieć w domu. Miasto czeka, więc po śniadanku w drogę. Najpierw niedzielny targ staroci pod Halą Targową. Mimo zimna sporo ludzi, czasem trudno się przecisnąć. Wypatrzyłyśmy różne cuda.


Szkła do lamp naftowych w "gustownej" skrzyneczce,


sztućce wszelkiej maści,


klucze zardzewiałe i nowsze, do nieznanych zamków, a może do złamanych serc?


Może nie są stare, ani zabytkowe, ale jak tu nie przystanąć na widok taaakich butów?
Spędziłyśmy w tym miejscu trochę czasu, bo i to nęci i to kusi, jest co pooglądać, w czym poszperać.
Trzeba ruszać dalej, jesteśmy umówione na Rynku.


A tutaj pandemonium i sportowa atmosfera. Zaczął się maraton, tłumy, hałas, głośny doping,


żeby przejść nad trasą biegaczy należy skorzystać z kładki.

Nie zostajemy tam długo, uciekamy w boczne ulice i na piechotkę (i tak nic nie jeździ) na Kazimierz. 



Zaglądamy na podwórka, zamknięte podglądamy przez zamkniętą bramę,



chłoniemy atmosferę dzielnicy,


uwieczniając wszystko co nam się podoba.


Skrzynki do siedzenia dla tych, którzy skuszą się na pyszne belgijskie frytki. Wiem co mówię, bo trzeba było spróbować.


Wreszcie na miejscu, za godzinę koncert, trzeba wzmocnić nadwątlone siły tym razem pierogami i naleśnikami na ostro. Palące podniebienie przepłukać piwem.



Ostatni pstryk przed koncertem


i popłynęła poezja przy dźwiękach gitary, śpiew wypełnił duszę i było to ukoronowanie dnia i wieczoru.


Jeszcze aniołek na pożegnanie.



Wracamy syte wrażeń i wydaje się nam, że jest cieplej i po powrocie do domu przy kieliszku wina spisuję  wrażenia, a Goście dopingują.
Ten post już piszę sama i żałuję, że nie mogę zapytać: może tak być?
Dziękuję Wam za niezapomniane chwile.



13 komentarzy:

  1. niewinny czarodziej na wsi21 kwietnia 2015 15:05

    Jestem pod wrażeniem!
    Wy, Kraków, Kazimierz, starocie, belgijskie frytki, TO PIWO, pierogi i naleśniki na ostro, plus koncert!
    Przecież to niemal wszystko czego można chcieć :-)
    Och Wy !
    No i te buty ! :-) :-) :-)
    Zazdroszczę jak cholera ! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam bym jeszcze coś do chcenia znalazła. Nie zazdrość, tylko się zmobilizuj. ;-)

      Usuń
  2. No fajnie, ale ciekawość mnie żre. Z kim te frytki? I w ogóle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewien Vinniczek opuścił swoją szafę i zawitał do Krakowa, przywożąc też Poetkę z Torunia. W ogóle to koncert był grupy "Nad Porami Roku".

      Usuń
    2. Musiał to być fantastyczny weekend:)

      Usuń
    3. Owszem i byłby jeszcze lepszy, gdyby nie ta parszywa pogoda.

      Usuń
    4. A co tam pogoda:) Na pewno nie popsuła Wam nastroju:)

      Usuń
  3. Przyznaj się Droga, które buciki są Twoje? U mnie od dzisiaj lekkie lato, ma przybrać na sile w tygodniu ))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O bucikach na obcasie to ja już mogę tylko pomarzyć. Nóżki mi się zbuntowały. Trochę cieplej dzisiaj było.

      Usuń
  4. Smaczki krakowskie takie nieznane ...ciekawy Kazimierz jak powrót do przeszłości .Podziwiam kondycję :) Buziole :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przydała się (kondycja) chociaż mogłaby być lepsza.
      Może jeszcze kiedyś pójdziemy tam razem.

      Usuń
  5. Buty pierwsza klasa. :)))
    Dzielnica z klimatem. :)
    Na piwie się nie znam, to się nie wypowiem, a za pikantnymi potrawami nie przepadam. Ale ładnie wyglądają. :)
    Frytki to oni podobno jedzą z majonezem, błe.
    Ale przecież najważniejsze dobre towarzystwo i przeżycia koncertowe. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie z samym majonezem tylko z rozmaitymi sosami. Jadłyśmy bez sosu, dobre były. Próbowałam kiedyś taki sos, całkiem smaczny.

      Usuń