Zrobiłam sobie krzywdę. Już kończyłam opisywanie zdjęć, coś przycisnęłam i....odzyskałam tylko zdjęcia. Nie wiem, czy potrafię napisać jeszcze raz, spróbuję ale to już nie będzie to samo. A miało być tak ładnie....
Zaczynam jeszcze raz.
Zapowiadanego deszczu nie było, zdecydowałam się na spacer. Polne ścieżki jeszcze po ostatnich opadach mocno błotniste, wybieram bardziej "miejską" trasę. Wola Justowska, moja ulubiona dzielnica, pełna ciekawych domów i zieleni, ładne nazwy ulic: Jesionowa, Morelowa, Agrestowa, Kogucia.
Wałami Rudawy dochodzę do drugiego mostu i ulicy Nad Zalewem.
Ulica taka sobie, ale za siatkowym ogrodzeniem zobaczyłam gospodarstwo jak za dawnych lat. Kawałek pola, drewniane szopy, szklarnie i stadko"szczęśliwych" kur
z panem na włościach.
Myślałam, że podejrzę więcej, ale dalej tylko zabazgrane tyły zabudowań i szczelna brama.
Doszłam do przystanku autobusowego, ale jeszcze nie chciałam wracać. Wybrałam ulicę o pięknej nazwie Sarnie Uroczysko.
Zaraz na początku piękny Sarni Dwór, nie wiem czy to hotel, czy zwykły budynek mieszkalny.
Ulica pełna ogrodów, starych drzew, poplątanych krzewów i domów opuszczonych,
albo zaniedbanych.
Ale obok ktoś sobie buduje takie "cudo",
to żółte to pewnie ogród zimowy.
Obok prawdziwa perła, dom rodziny Estreicherów. Karol Estreicher Starszy i Młodszy, obaj zasłużeni dla nauki i kultury ze wspaniałą spuścizną naukową i społeczną.
Muzeum otwarto w 2009 roku.
Zaraz za nim taki dom, nie mogłam podejść bliżej, bo wielki bernardyn, jedyny piękny obiekt za tym płotem robił strasznie dużo hałasu. Bałam się, że wywabi właścicieli i będą pytać po co robię zdjęcia.
Dochodzę do ulicy Grabowej i dalej, do Kasztanowej. Tutaj też piękne domy, a ten nowy przysłania ładną starą willę.
Podoba mi się ten dom i ogród, a zwłaszcza zwiastuny wiosny.
Tutaj mój spacer się kończy, jeszcze tylko dom, o którym był nawet reportaż w telewizji, można było zobaczyć wnętrze.
A teraz obiecana porcja koloru.
Byłam na wystawie kilka dni temu i spodobały mi się obrazy tego malarza. Czysta energia.
Tym razem udało się dokończyć bez wpadek.
.
I znowu ładny spacer.:) A dlaczego był reportaż o tym domu? Co on ma, oprócz specyficznego wyglądu zewnętrznego?
OdpowiedzUsuńKolorów faktycznie - duuuużo... Takie trochę psychodeliczne - jak dla mnie.:)
Reportaż był, bo to dzieło jakiegoś znanego architekta i zastosował nowatorskie rozwiązania.Bryła domu stanowi całość, dach przechodzi w ściany, wewnątrz bardzo dużo otwartej przestrzeni, drzwi tylko do łazienki i pomieszczeń gospodarczych, pod tarasem basen. Z ulicy trudno zrobić zdjęcie bo drzewa zasłaniają.
UsuńWygląda na to Ewo, że oboje dzisiaj udaliśmy się na ten sam spacer w dwóch różnych, a tak tożsamych historią miejscach.
OdpowiedzUsuńCo za zbieg okoliczności :-)
Kraków bardziej słoneczny, rozedrgany nieco na twoich zdjęciach słońcem. U mnie szarość i nutki melancholii .
Uzupełniliśmy się :-)
Słońca było mało, ale czasem pokazało się trochę zamglone. Bardzo lubię takie dzielnice.
UsuńEwa, podziwiam cię, że wciąż masz jakieś zaliczone wystawy, a twoje spacery są niezmiennie ciekawe. Niektóre domy piekne, ale najpiekniejsze przebiśniegi!
OdpowiedzUsuńPrzebiśniegi zrobiłabym bardziej z bliska, ale weszłam do ogrodu przez niedomkniętą furtkę i....sama rozumiesz prędko się zmyłam.
UsuńSpacer piękny tak jak lubię. Takie trochę zaglądanie w okna. Obrazki też lubię.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja lubię zaglądać w okna? Zwłaszcza wieczorem, jak wnętrza sa oświetlone. Zostało mi z czasów, jak tułałam się z dzieckiem po wynajętych pokojach.
UsuńJa też lubię!
UsuńJest nas chyba więcej.
UsuńJest więcej :) Bardzo fajnie się zaglądało w Niemczech, bo tam prawie wszystkie okna były bez firan i jakaś ciekawa kompozycja wisiała.
UsuńW Wiedniu widziałam tylko nie zasłonięte okna do biur i jakiejś pracowni krawieckiej. Domowe były za wysoko.
UsuńŁadne to Sarnie Uroczysko. A nawet urokliwe:) A obrazy takie energetyczne, że aż ciśnienie skacze. Podobają mi się.
OdpowiedzUsuńNie znałam tego malarza, na wystawie wszystkie jego obrazy były takie.
UsuńTe przebiśniegi w takiej ilości szczególnie mnie urzekają :)
OdpowiedzUsuńFajny miałaś spacer, ja też z takim zamiarem wyszłam z domu, a ze pogoda była mało ciekawa to zniosło mnie do Hydropolis. Zresztą już był na to najwyższy czas ;)
Słyszałam o Hydropolis, muszę się kiedyś wybrać i we wrocławskim ZOO jeszcze nie byłam.
UsuńPrzebiśniegów było mnóstwo.
Rzeczywiscie, ładne nazwy ulic i okolica taka wiejska (gdyby nie te wypasion rezydencje, rzecz jasna!). A widoczek z kurami taki swojski i miły.
OdpowiedzUsuńU mnie wszędzie błotniście. Bez gumiaków ani rusz!Ale widać i czuć wiosnę, a to cieszy serce!:-))
Jak typowa mieszczka gumiaków nie posiadam, nawet eleganckich kaloszy w kwiatki też.
UsuńWiosna nieśmiało zagląda na skwery.
Piękne fotki, ale czuc chłod ;). Też mi się zdarza, że coś pacnę ppalcem i tekst zniknie. Zdarza sie to tylko w laptopie, musze zapytac jakiegos madrasia, co z tym robić.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem co przycisnęłam, sama siebie podziwiam, że znalazłam zdjęcia, bo na ekranie zostało po pacnięciu pół wyrazu.
UsuńNie było zimno, +10 to całkiem przyzwoita temperatura. Nie trzeba czapki ani rękawiczek.
...podziwiam widoki,okolicę...pięknie,przestrzennie...miło się spaceruje po ciężkim nawet dniu :)) Kiedyś miałam podobny problem ze znikającym tekstem.Od tamtej pory teksty pisze w wordzie(albo w notatniku),w dokumentach mam taki plik i nawet jak się zdarzy przy wrzucaniu na bloga (czy gdziekolwiek),że zniknie bo coś=tam,to mam co skopiować i wkleić raz jeszcze. Już od dawna nie pisze bezpośrednio w blogu,polecam :))
OdpowiedzUsuńTeksty piszę na ogół na gorąco i czasem nie wiem co napiszę, ale pomysł godny zastosowania, bo komputer skrywa jeszcze przede mną wiele tajemnic.
Usuń