Wiedeń, stolica dawnej wielkiej monarchii, owiany legendą o wielkich tego świata, władców, muzyków, malarzy, miasto wielu kultur i bliżej od Krakowa niż na przykład Szczecin.
Zaproponowały mi Dzieci kilkudniowy wypad, jakże nie skorzystać, zwłaszcza że jeden spędzony tam kiedyś dzień, pozwolił tylko na pobieżne przyjrzenie się miastu. Towarzystwo też pożądane.
Wyruszamy w sobotni poranek, przy całkiem znośnej pogodzie. Pierwszy postój przy czeskiej granicy bo trzeba kupić winiety, wypić małą kawkę, nakarmić autko.
Z chwili na chwilę zmienia się pogoda, zaczyna padać śnieg.
Już do samego Wiednia zmienia pada, droga biała, nie widać pasów, pobocza zamazane. Docieramy na miejsce dzięki nawigacji, wysiadamy u celu po kostki w białym puchu.
Do lokum, gdzie spędzimy najbliższe parę dni wprowadza nas sympatyczny pan. Mamy dwa pokoje, kuchnię z pełnym wyposażeniem i wspólny salonik z wygodnym stołem.
Tu będę spała, a fotel okaże się bardzo wygodny do czytania i odpoczynku po wędrówce.
Drugi pokój z marzeniem każdej mieszkanki polskiego blokowiska
obszerną garderobą.
Pan oprowadził nas też po najbliższej okolicy, pokazał drogę do metra, poradził gdzie robić zakupy, gdzie można napić się kawy, zjeść w miarę tanio i dobrze.
Niedzielny poranek. Nie wytrzymałam, poleciałam na mały rekonesans jeszcze przed śniadaniem.
Zaraz obok brama prowadzi do malutkiego parku, który widać z naszych okien. Śnieg już topnieje, z ulic odmieciony, po śnieżycy niewiele śladów.
Ulica, przy której mieszkamy z jednej strony,
i z drugiej. Przez tą bramę i dwa podwórka będziemy przechodzić codziennie
na skrzyżowanie i ulicę prowadzącą do metra.
Ten budynek zwrócił moją uwagę już wczoraj wieczorem, będę go podziwiać niezmiennie przez cały pobyt. To Margaretenhof wybudowany w latach 1884/5, odrestaurowany w 1981 - 1984 roku. są w nim prywatne mieszkania, nie do zwiedzania.
Idę dalej, przyciąga mój wzrok żółta kamienica,
barwni panowie, chyba jakaś kapela, nie widzę dobrze z daleka,
idę jeszcze kawałek, ale światło szare i nie bardzo mam ochotę się zgubić.
Wracam, by zaraz potem wyjść już z Rodzinką do centrum. Pójdziemy na piechotę to zaledwie dwa kilometry wzdłuż linii metra. Będziemy się włóczyć i oglądać miasto bez szczególnego planu. Chłonąć atmosferę, znajdować punkty odniesienia, rozpoznawać zaznaczone w przewodnikach najbardziej znane obiekty. Na planowe zwiedzanie przyjdzie czas jutro.
No patrz, z Krakowa bliżej niż do Szczecina... Cieszę się, że tam pojechaliście. Piękne budynki i ładne miejsce na nocleg. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPostaram się. To dopiero forpoczta zdjęć budynków.
UsuńNareszcie w domu. Każde słowo cenne. Każde zdjęcie inne.
OdpowiedzUsuńUfff. wróciłaś...Z...
Nie było mnie tylko pięć dni. Nie będę przecież zamieszczać jednakowych zdjęć.
UsuńCi panowie w zamszowych gatkach wyglądają mi na Bractwo Kurkowe. Jak jeździłam do Niemiec to widywałam dosyć częste przemarsze takich panów.
OdpowiedzUsuńŁadowali do samochodu instrumenty. Bliżej nie podeszłam.
UsuńBractwo Kurkowe przygrywa sobie do marszu, ale nie upieram się bo kapela to też może być.
UsuńTeż się nie upieram, byli po drugiej stronie szerokiej ulicy.
UsuńMiejsce akcji - wyborne !
OdpowiedzUsuńCzas akcji - idealny by uniknąć tłoku
Zdjęcia - jak zawsze świetne
Opis - prawdziwie reporterski
Napięcie - jest ! Czekam z niecierpliwością co będzie dalej !
Rodzinka - W S P A N I A Ł A !
W sumie : MAX !
Pozostaje mi tylko powiedzieć: DZIĘKUJĘ.
UsuńSzczęka mi opadła! Tego się nie spodziewałam. :) Miło będzie powspominać, chociaż byłam tam daaaawno.:) No to zapowiada się ciekawy serial, bo chyba na jednej notce nie poprzestaniesz? :)
OdpowiedzUsuńNie poprzestanę. Też się nie spodziewałam, że pojadę.
Usuńto stąd będzie tych 700 zdjęć ? :)
OdpowiedzUsuńfajna wycieczka :)
Jest tyle, nie wszystkie się nadają do pokazania, parę sknociłam.
UsuńLAdny poczatek, jak ja lubie takie wypady!!!juz czekam na dalsza relacje, tez kiedy wyjezdzam z rodzina uciekam wczesnym rankiem na samotne lazenie po terenie, pod byle pretekstem np. trzeba kupic swieze buleczki...moja corka zawsze komentuje..." wroci po trzech godzinach i bez buleczek".
OdpowiedzUsuńJuz ciesze sie na Twoje opowiadanie
To był tylko jeden wypad, ochotę miałam na więcej, tylko się bałam zgubić.
Usuń