Miałam adidasy: stare, wygodne, sprawdzone od kilku lat, rozlatujące się i brzydkie. Trzeba było zaopatrzyć się w nowe. Trochę to potrwało, wreszcie kupiłam. Zdrowy rozsądek kazał je ubrać kilka razy przed wyjazdem, co też zrobiłam. Zabrałam je do Rabki.
Poniedziałek zapowiadał się pięknie. Nie chciałam ani sobie, ani wnukowi serwować na początek zbyt dużo, wybrałam wariant wędrówki trochę lżejszy. Zanim doszliśmy do żółtego szlaku na drodze o wdzięcznej nazwie "Do Pociesznej Wody", trzeba było przejść kawałek wzdłuż ruchliwej ulicy. (Skrótu nie znałam, no bo skąd...) Szlak źle widoczny, ale był. Idziemy sobie, idziemy wzdłuż niewielkiej rzeczki Poniczanki,
na płyciznach pływają kaczki, na niebie suną malownicze obłoczki, słoneczko przygrzewa, ślicznie.
Wprawdzie drogą dość często przejeżdżają samochody i swojsko zalatuje spalinami, ale według mapy do celu niedaleko.
Tymczasem droga niespodziewanie się kończy paskudnymi robotami drogowymi, obejścia dla pieszych nie ma. Pełna samozaparcia próba spenetrowania przez babcię drogi alternatywnej skończyła się....hmm, no nie trafiłam na kamień, tylko obok.
Wściekła, bo nie lubię wracać tą sama drogą, jak niepyszna zarządzam odwrót. Tym razem znaleźliśmy skrót i wylądowaliśmy w parku. Od pewnego czasu czułam, że mam lewą piętę, ale przecież to niemożliwe, sprawdziłam buty.
Jeszcze tylko parę spraw do załatwienia, drobne zakupy, zegarmistrz bo padła mi bateria w zegarku, pomalutku idziemy w stronę domu.
Obiadokolacja dopiero koło 18-tej, trzeba zapełnić czas, zwiedzamy stary cmentarz.
Pięta boli coraz bardziej, wracamy. Okazuje się, że dorobiłam się okazałego pęcherza. Trzeba było zabrać stare buty.
Nie poddaję się, jeszcze jeden spacer, tym razem w sandałach, włóczymy się po uzdrowisku.
A widoki bywają różne.
Od starannie zaprojektowanych kwietników,
starego domu z niezwykłą ozdobą okien poddasza,
po malowniczą ruinkę na zapleczu restauracji.
A co było dalej jeszcze opowiem.
Więcej bąbli:?:((( Mam nadzieję, że jakoś dałaś radę? Świetne te malowidła na oknach poddasza!
OdpowiedzUsuńMnie też się podobały. Tam jest chyba muzeum, ale było zamknięte.
OdpowiedzUsuńA mnie urzekła ruinka. Wygląda, jak rozczochrana.
OdpowiedzUsuńTutaj na wsi chodzę wyłącznie w klapkach, bo tak jest najwygodniej. Każda próba założenia pełnych butów, choćby nie wiem, jak starych i "schodzonych" kończy się bąblami...
Po lecie też mam problem z przystosowaniem do pełnych butów.
UsuńRuinki bywają malownicze.
Uuu! Paskudnie. Chociaż zdjęcia piękne. :) I mimo wszystko spacer wygląda na udany. :)
OdpowiedzUsuńRuinka faktycznie piękna.
Dzięki za pochwałę zdjęć, a spacer zostawił niedosyt.
OdpowiedzUsuńMnie wszystkie buty "bolą", nie wiem, co jest!! W domu biegam boso, w Kaczorówce, jak pogoda też. Wszystkie sliczne szpilki stoją i ... nie wiem na co czekają. Najlepsze są dla mnie klapki, albo jakieś pepegi. Nie mam pojęcia co włożyć na nogi, a ja jadę na wycieczkę objazdową....
OdpowiedzUsuńCokolwiek byś zdecydowała, to pochodź w tym na długo przed wyjazdem, tylko może więcej niż Ewa2. Niby sprawdzone ale nie do końca.
UsuńSzpilki pożegnałam już dawno. Właściwie już dawno mi buty takiej krzywdy nie zrobiły.
OdpowiedzUsuńTeraz na pęcherze stosuje się takie plastry bez opatrunku, świetne!
OdpowiedzUsuńByłam w aptece, ale nic takiego mi nie dali. Tylko żelowe, jeszcze o nich będzie.
OdpowiedzUsuńMiałam na myśli te z rodzaju Compeed. Ciekawe, jak się sprawdziły te żelowe.
OdpowiedzUsuńPrzeczytasz niebawem
OdpowiedzUsuńGdybym miała swojego bloga to powyjazdowy post nosiłby tytuł ,,Przypadek". No, ale nie mam;), więc Ci napiszę, że buty ważna rzecz i na wyjazdy nie zabieraj nigdy nowych.;) Ale teraz to już wiesz.:)
OdpowiedzUsuńCzy ta Pocieszna Woda to na smutki wszelakie?
Tak, na smutki. To źródełko, którego woda ma lecznicze właściwości. Tak przynajmniej fama głosi.
OdpowiedzUsuńWitaj, jak wypad w moje strony?
...toż pięnie się zaczyna... bąble..brrr...ja klęłam niczym szewc,kiedy na podobnym wypadzie stare (podkreśłam-stare) buty doprowadziły do ostateczności i powrotu na bosaka...Pięne kwietniki,a każda z tych budowli ma swój niezaprzeczalny urok ;)
OdpowiedzUsuńChyba muszą dopisać ciąg dalszy..
OdpowiedzUsuńKiedyś..., raz - jeden jedyny, byłam w Rabce... I zupełnie inaczej ją pamiętam... :-(
OdpowiedzUsuńAle to były... te najtrudniejsze dla mnie czasy...
Wszystko zależy kiedy i jak się patrzy.
UsuńPodziwiam Cię za walkę z "bąblem" , samozaparcie i tę wewnętrzną siłę. Taka Babcia to skarb dla Wnuka. Gratuluję Wam obojgu :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń