niedziela, 1 marca 2015

Lisi Jar i Rozewie

Realizujemy plany zwiedzania.
Po pysznym śniadanku i kawce idziemy plażą w kierunku latarni.


Pogoda niezbyt przyjazna, pochmurno, lekki ale chłodny wiatr, mimo to upojeni czystym powietrzem z fantazją pozujemy do zdjęć.


Po kilku kilometrach skręcamy w malowniczy Lisi Jar.
350 metrów drogi wśród starych drzew,


stromych zboczy,


za nami morze,


przed nami wąska ścieżka.


Na końcu jaru, już przy drodze do Władysławowa obelisk z orłem i tablicą upamiętniającą lądowanie w Lisim Jarze króla Zygmunta III Wazy po powrocie ze Szwecji, a był to rok 1594.



Dalej już drogą w kierunku latarni. Najpierw mijamy nowszą, nieczynną 


i oto przed nami właściwa, ta której światło widzieliśmy wczoraj na plaży. Kilka słów o latarniach. Ognie na Rozewiu palono już w XVII wieku. Obok starej latarni dobudowano nową w 1821 roku i do 1910 świeciły obie. Później przebudowano starą, podwyższono, a nowsza przestała działać. 


W latarni mieści się Muzeum Latarnictwa i wspinając się na górę po krętych schodkach można robić przerwy na oglądanie eksponatów.




Na górze trochę ciasno i niestety widok przez szybki  przymglony, ale widać Półwysep Helski i zabudowania Rozewia. (Zdjęcia nie wyszły.)


Po krótkiej odsapce wracamy drogą do domu. Nie ma dużego ruchu, jest cieplej, oglądamy nieczynne pensjonaty. 
Przypomina mi się, przeczytana dawno temu legenda o rozewskiej latarni. 
Pewien bogaty kupiec z Gdańska miał swój statek i woził nim towary żeglując po całym Bałtyku. Po stracie żony zabierał ze sobą córkę, nie chcąc się z nią rozstawać na długie miesiące. Dziewczyna miała piękny głos i nieraz śpiewała załodze. Kupiec wierzył, że przynosi mu szczęście. Niestety kiedyś rozpętała się burza i w pobliżu Rozewia  roztrzaskała i zatopiła statek. Ocalała tylko dziewczyna, którą znaleźli i przygarnęli rybacy z pobliskiej osady. Przez wiele dni paliła na brzegu ognisko wierząc, że może ktoś jeszcze ocalał. Została żoną rybaka  i  potem już zawsze ktoś z jej rodziny dbał o to by wskazywać żeglarzom drogę, paląc światła na przylądku.
Dzisiaj też funkcja latarnika jest przekazywana rodzinnie.
Cd będzie.



17 komentarzy:

  1. bardzo lubię polskie morze, okolice Półwyspu Helskiego
    dzięki Tobie mogę tam powrócić, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. niewinny czarodziej na wsi1 marca 2015 10:43

    "Patyk" rewelacja ! :-)
    Czasami zdaje mi się, że byłem już wszędzie. Takie reportaże jak ten Twój uświadamiają mi, że jestem w błędzie. Co tu dużo mówić! Pięknie !
    Widać , że bardzo ciekawie spędzałaś czas i na dodatek w bardzo atrakcyjnych "okolicznościach przyrody". Legenda też ciekawa, a widoki musiały być fantastyczne ! Kiedyś też byłem w latarni morskiej. Chyba w Krynicy Morskiej :-) Wspomnienia ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli jeszcze dużo przed Tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niewinny czarodziej na wsi1 marca 2015 20:07

      Oby :-)
      Mam taką nadzieję :-)
      Jesteś może dobrą wróżką ???

      Usuń
  4. A ja tam byłam ... ale w Lisim Jarze nie ! Żałuję, bo pięknie jest.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno, dawno temu tam byłam, i w latarni i w Jarze, piękne okolice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam. Mimo szarości było urokliwie.

      Usuń
  6. Ten jar też mi się podoba. :))) Chyba w tamtych okolicach nigdy nie byłam. Ale morze to morze. :) Piękne jest i już. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lisi Jar prawdziwie lisi. Lubię takie wąwozy. Jest w nich coś tajemniczego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Latarnia cudo, zawsze mnie fascynowały. U mnie jest wieża ciśnień do sprzedania, zastanawiam się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam kiedyś zaadaptowaną na dom. Tylko adaptacja to był horror.

      Usuń
  9. Lubię latarnie morskie:))) Chodzę sobie wybrzeżem od latarni do latarni - jeszcze mi kilka odcinków polskiego wybrzeża zostało:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była pierwsza na której byłam. Spacery plażą uwielbiam.

      Usuń
    2. Zostało Ci jeszcze kilkanaście:)

      Usuń