Wszystko miłe prędko się kończy, że tak powiem mało oryginalnie. Jeszcze zapraszam na ostatni spacer i parę migawek z drogi.
Czasem warto było spojrzeć w górę, ogród na dachu?
Śliczna wieżyczka, a poniżej rozkosze podniebienia
i wypoczynku też. Kolorowe sny bym w takiej pościeli miała.
Zabytek odbity w nowoczesnej fasadzie,
urocze uliczki i zaułki, idziemy na piechotę do domu.
Jeszcze ciekawa architektura,
współczesny blok też może być kolorowy.
Tutaj zjedliśmy pierwszy obiad, zjemy też ostatni,
pyszny, niestety nie pamiętam nazw potraw.
Następny dzień to już pakowanie, sprowadzenie samochodu z parkingu, pożegnanie z gospodarzami
i w drogę.
Kiedy jechaliśmy w stronę Wiednia, sypał gęsty śnieg i było ciemno.
Teraz udało się zrobić parę zdjęć z samochodu.
Malownicze miasteczka,
oryginalna rzeźba przy drodze.
To już Czechy i kończy się dzień,
bo to jednak styczeń i mrok zapada wcześniej.
To były piękne dni i chętnie bym tam jeszcze kiedyś wróciła.
Zazdroszcze Ci tego Wiednia. Nie bylam jeszcze, nawet jak maz tam mieszkal. Moze jeszcze jednak zdaze. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńZawsze jest możliwość, że zdążysz. Chyba od Ciebie nawet bliżej.
UsuńNigdy tam nie byłam i się nie wybierałam. Ale dzięki Tobie jestem zachwycona i jeśli będę mieć okazję, to się skuszę :).
OdpowiedzUsuńJak tylko będzie okazja to się nie zastanawiaj, tylko skuś.
UsuńTeż pamiętam te mini ogrody na balkonach, na dachach. Chyba byliśmy tam latem (dawno to było). I jeszcze był złoty pomnik Straussa i cudne walce... W tym parku był jakiś koncert. I pawie łaziły luzem. :) Miłe wspomnienia. :)
OdpowiedzUsuńCzyżby Conchita W.?:)))
Walce były na Praterze, pomnika nie widziałam. To nie Conchita, tylko o wiele starsza postać nawiązująca do winiarskich tradycji mijanej miejscowości.
OdpowiedzUsuńbyłam raz, 30 lat temu, pamiętam, że mnie wówczas przytłoczył przepychem i bogactwem, ot z PRLu przybyłam :)
OdpowiedzUsuńZa PRL-u byle co mogło przytłoczyć. Teraz te same sklepy co u nas, może ładniej urządzone.
UsuńDzięki za fantastyczna wycieczkę. Było ciekawie i nastrojowo. Umiesz przekazać rzeczywistość. Pomysł serialu w odcinkach rewelacyjny. Z Tobą Ewuniu na kraj świata.z.
OdpowiedzUsuńZawsze mile widziane Twoje towarzystwo.
UsuńTo juz... Koniec? Przyzwyczaiłam się do wiedeńskich obrazków, chociaż krakowskie też piękne.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tę wycieczkę:)
Koniec, już się zapas wyczerpał i pobyt skończył.
UsuńMiło, że wędrowałaś ze mną.
Wycieczki mają to do siebie ,że czas jakby inaczej biegł ,tyle atrakcji ,migawek ,wzruszeńa W domu tydzień robi myk i już go nie ma...Świetne foty Ewuniu ,dla mnie nr 1 to odbicie zabytku.Widok potrawy sprawił ,źe jednak zjem jakąś zbyt późną kolację...Ech blogi kulinarne nie dla mnie,ale architektura jak najbardziej:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa uznania. Do blogów kulinarnych nie zaglądam i bez tego mam zbyt wielką ochotę na jedzenie.
UsuńWspaniała wycieczka i taki sam reportaż. Zawsze gdy skądś wyjeżdżam czuję się dziwnie. Żal, niepokój ... nie wiem. Teraz też to czuję. Szkoda że Twoja wiedeńska opowieść dobiegła końca.
OdpowiedzUsuńZafundowałaś nam. czytającym, bywalcom Twojego bloga świetny wyjazd. Nie wiem jak mogłaś nie dostrzec, że wszyscy jesteśmy przy Tobie :-)
Nie mogę, nie wytrzymam , muszę zadać to pytanie : jadłaś sznycel wiedeński ???
:-)
Ależ dostrzegłam, że jesteście ze mną, bardzo mi było miło.
UsuńJadłam sznycel wiedeński na ostatni obiad. Smakował mi, nic dziwnego, mięsożerna jestem.
Fajne są takie wycieczki :) Dziękuję, że podzieliłaś się z nami swoimi wrażeniami, może i ja kiedyś tam dojadę :)
OdpowiedzUsuńMasz bliżej niż ja, życzę Ci żeby się udało.
UsuńDziękuję Ewo :)
Usuń